Stukała podeszwami w podłogę wykładaną dużymi, kiedyś zapewne białymi płytkami, które pokryte były kurzem. Walizki zabawnie ślizgały się na takim podłożu, co niestety utrudniało Mei ich trzymanie jedną ręką. Szatynka nie spotkała nikogo po drodze, szkoła musiała więc być prawie pusta. W końcu zostało jeszcze kilka dni do rozpoczęcia roku.
Korytarz nie był bardzo długi, był niestety wąski, co z pewnością utrudniało uczniom przedostanie się z jednego skrzydła budynku do drugiego. Mea odnotowała w myślach, by wstawać wcześniej- rano zawsze większość uczniow śpi- by uniknąć tłoku na korytarzu. Co jakiś czas ciemność ustępowała miejsca światłu, gdy dziewczyna mijała małe okna rozmieszczone co jakieś pięć metrów. Po dwóch minutach ujrzała w mroku zakręt. Odbiła w lewo- po prawej stronie znajdowało się wejście do kaplicy, którą Mea widziała, gdy była przed szkołą- dostrzegając duże, dębowe drzwi. Podeszła do nich i spróbowała pchnąć, ale były zbyt ciężkie. Wtedy zobaczyła, że w miejscu klamki widnieje żelazne "pudełko" z płytką dziurą w kształcie koła. Bezwiednie sięgnęła do wisiorka, mając w głowie słowa sekretarza o identyfikatorach i ich pomocy w przemieszczaniu się po różnych zakątkach szkoły. Gdy włożyła medalion w idealnie do niego pasujący otwór, drzwi same zaczęły się otwierać. Dziewczna ucieszyła się w duchu, że przynajmniej nie musiała się z nimi siłować.
Zaraz za wielkimi wrotami płytki zmieniły się w gruby, haftowany w zawijasy dywan, a na ścianach pojawiło się więcej okien, przez co pomieszczenie pełniące zapewne rolę
pokoju wspólnego tonęło w świetle. Mea rozejrzała się z ciekawością po pomieszczeniu wielkości przeciętnej sali gimnastycznej, które wypełnione było małymi okrągłymi stolikami, obitymi w skórę kanapami i wygodnymi fotelami. W dodatku całą ścianę na lewo od drzwi pokrywały zdjęcia uczniów. Szatynka odetchnęła z ulgą, gdy na jednej z kanap w rogu pomieszczenia ujrzała grupkę osób, które rozmawiały żywo. Przynajmniej nie była tam sama na kilka dni przed rozpoczęciem roku.
Minęła pogrążonych w rozmowie uczniów, przechodząc do następnego korytarza. Nie musiała iść długo, by po ujrzeć pierwszą parę drzwi- były po obywdu stronach korytarza- do czyjegoś pokoju. Ruszyła więc szybciej i po kolejnych dwóch minutach znalazła swój numer- zapewne dostała pokój po kimś, kto dopiero co skończył szkołę, gdyż był on wyjątkowo niski- po czym odstawiła walizki na bok.
Klamka pokoju siedemnastego pomalowana była na różowo, co zapewne oznaczało iż jest to pomieszczenie dla dziewczyn. Mea zauważyła po drodze, że kolor ten występował tylko po prawej stronie korytarza, gdyż lewą zajmowała barwa niebieska. Z pewną radością wywnioskowała, że nie będzie miała męskich sąsiadów z obydwu stron, jedynie naprzeciwko. Przyłożyła zawieszkę naszyjnika do kolejnego skanera- tak nazywała tajemnicze "pudełka"- po czym pchnęła delikatnie drzwi, wchodząc do środka.
Pomalowane na biało pomieszczenie okazało się wyjątkowo proste: dwa jednoosobowe łóżka, przy których stały małe szafeczki, jedno okno z szerokim parapetem, wyjście na duży plac pokryty soczystą zielenią, obszerna dwuskrzydłowa szafa i przejście do znajdującej się za drzwiami łazienki. Mei odpowiadał taki wystrój- nie lubiła cudowania i nawału kolorów. Zawlokła bagaże do środka, po czym z ulgą opadła na miękki materac po lewej stronie- tej bliżej łazienki. Postanowiła, że im szybciej się rozpakuje, tym lepiej. Chwyciła więc pierwszą walizkę i zaczęła wyjmować z niej złożone w równą kostkę ubrania. Z szafy stojącej przy przeciwległej ścianie wybrała lewe skrzydło, po czym przeniosła tam swoje ciuchy. Nuciła cicho pod nosem, ciesząc się z tego, że nie będzie już musiała nosić tych dziwnych kapeluszy. Przynajmniej tutaj nikt nie będzie na nią dziwnie patrzył tylko z powodu jej nakrycia głowy. Skinęła głową z aprobatą, gdy szary stosik rozmieszczony został na każdej półce. Nie lubiła się wyróżniać pod względem ubioru, nosiła więc głównie proste koszule, leginsy i długie do połowy ud swetry w odcieniach szarości. Zdarzało się, że założyła coś bardziej rzucającego się w oczy, unikała jednak takich sytuacji. Wolała nie wyróżniać się z tłumu swoimi ciuchami, za to buty kochała najbardziej na świecie. Zawsze nosiła wielobarwne, ozdobione dziwnymi wzorami trampki, które przypodobała sobie ze względu na ich wygodę.
Gdy już dwie walizki zostały opróżnionie, Mea zabrała się za dekorowanie swojej części sypialni. Najpierw nałożyła poszewki na poduszkę i koldrę, po czym zasłała łóżko liliowym kocem. Następnie powiesiła na ścianie nad legowiskiem kalendarz, w którym zaznaczone miała wszystkie najważniejsze daty. Do szafeczki obok włożyła większość bibelotów takich jak książki i kolorowe sznurówki na wymianę. Na szafce za to postawiła lampkę nocną i ramkę ze zdjęciem jej rodziców.
W łazience znalazła miejsce pod zlewem, schowała więc tam kosmetyki i przybory do mycia. Nad zlewem wisiało lustro, w którym szybko na siebie spojrzała. Przygładziła dłonią roztrzepane włosy. Śmieszyło ją to, że kasztanowego koloru fale z przodu, najbliżej twarzy miały kolor słonecznego blondu. Nigdy nie farbowała włosów- bała się, że nie będą pasować do jej błękitnych jak niebo oczu. Popatrzyła dosłownie chwilę i wróciła do sypialni. Za oknem niebo zmieniło kolor na granatowy. Mea była już rozpakowana, gdy coś uderzyło kilka razy o drzwi. Dziewczyna dopchała drugą walizkę na szafie, po czym na palcach podeszła do źródła hałasu. Powoli uchyliła drzwi, wyglądając zza nich z obawą w oczach. Mało rzeczy wytrącało ją z równowagi, łatwo jednak było ją wystraszyć. Miała dziwne wrażenie, że to jej "jelenia część" przyczyniła się do tej niezwykłej płochliwości.
Gdy Mea nie zobaczyła źródła dźwięku przez małą, zapewniającą jej bezpieczeńswo szparę, otworzła drzwi szerzej. I zaraz tego pożałowała, bo jakiś wyjątkowo twardy przedmiot odbił się od jej czoła i spadł na ziemię, od której również odskoczył, wpadając prosto w ręce nieznanego jej chłopaka. Gdy wzrok Mei przesunął się w końcu z piłki na jej właściciela, dziewczyna odskoczyła do tyłu, uderzając boleśnie ramieniem o framugę drzwi. Odpowiedział jej męski śmiech. Zmarszczyła brwi, mierząc wesołka spojrzeniem. Wyglądał na typowego błazna- ciemne nastroszone włosy, przekłuta warga i ramiona pokryte tatuażami. Mea nawet nie bawiła się w uprzejmości. Chłopak jej nie przeprosił, patrzył tylko z zaczepnymi ognikami w ciemnych oczach, nie miała więc zamiaru z nim rozmawiać. Otworzyła drzwi i zamknęła je z trzaskiem, gdy już znalazła się w swoim pokoju. Nie zdziwił jej fakt, że zaraz po tym dźwięk odbijanej od drzwi piłki znów rozbrzmiał w sypialni.
Mea była jednak upartą kobietą, tak więc z kwaśną miną wybrała się pod prysznic. Strumień gorącej wody miał na nią dziwnie kojący wpływ- zaraz po wejściu w parujący wodospad zapomniała o dziecinnym zachowaniu chłopaka. Kilkanaście minut stała w bezruchu, rozmyślając nad całym dniem i planując zwiedzanie szkoły zaraz po wyjściu z pokoju. Przestraszyła się, gdy jej poroże zahaczyło o wysoko zawieszoną słuchawkę prysznica, zwalając ją ma jej stopy. Zabolało, gdy odkoczyła na wyłożoną kafelkami ścianę. Lubiła przechadzać się wieczorami- gdyby mogła, zdecydowanie prowadziłaby nocny tryb życia. Tę sympatię do wychodzenia nocą zrzucała na swoje zwierzęce "ja".
Wyszła z łazienki pachnąca i szczęśliwa, ze zbiorowiskiem mokrych włosów na czubku głowy. Wskoczyła w leginsy i luźną bokserkę, zarzucając jeszcze sweter, by ukryć swoje wystające żebra. Nie lubiła być tak koścista, była to jednak wina jej przemiany materii i tego, że nawet gdy jadła wiele kalorycznych rzeczy, nie potrafiła przybrać na wadze. Założyła buty i wyszła na korytarz, przymykając cicho drzwi. Wiedziała, że jest już późno i większość przebywających w szkole osób najprawdopodobniej śpi. Przeszła przez korytarz na palcach, dotykając dłonią ściany, by w mroku nie wpaść na czyjeś drzwi. Dotarła do saloniku, w którym nikogo już nie zobaczyła. Postanowiła rozejrzeć się po części rekreacyjnej budynku, nie mogła jednak znaleźć do niej przejścia. W końcu usiadła zrezygnowana na jednym z foteli, wzdychając cicho. Księżyc wlewał się do dużego pomieszczenia, oświetlając je i nadając przedmiotom dziwne kształty. Wiatr wdarł się przez lekko uchylone okno, zabierając z koka Mei parę wilgotnych kosmyków i wieszając je w dziwny sposób na jej porożu. Dziewczyna zadrżała delikatnie z zimna. Przymknęła powieki, rozmyślając nad jej dalszym życiem. Czy nie powinna być bardziej zagubiona? W końcu dowiedziała się, że przez całe jej życie gdzieś obok żyli ludzie o niezwykłych zdolnościach. W dodatku w jej ukochanym Paryżu istniała szkoła dla zmiennokształtnych i ich ochroniarzy- Tarcz. Jak powinna na to zareagować? Nie miała pojęcia. Tak mało rzeczy potrafiło ją zaskoczyć... Kołysana subtelnym muskaniem wiatru usnęła niedługo potem na jednym z foteli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz